Anna Urbańska - Rafka

Niektórzy mówią, że w życiu nie ma przypadków. Że to co ci pisane, znajdzie cię wcześniej czy później i wyznaczy twoją życiową drogę.

Jeśli to prawda, to mnie znalazła fotografia. Światowej sławy mistrz obiektywu Richard Avedon mówił, że fotografia to rozmowa. I ten szczególny rodzaj rozmowy z drugim człowiekiem stał się moim życiem.

Miałam nie więcej niż 14 lat, gdy uwiodła mnie magia fotograficznej ciemni.

Ten moment napięcia, jaki obraz pokaże się podczas wywoływania? Co udało mi się zapisać na kliszy mojego pierwszego aparatu marki Zenith?

Dziś, gdy każdy może robić zdjęcia telefonem komórkowym , często zapominamy, że w latach 80-ych królowała fotografia analogowa, nie można więc było zobaczyć efektu końcowego, dopóki nie wywołało się zdjęć. Efekt potrafił nieźle zaskoczyć.

To mniej więcej wtedy zrobiłam zdjęcie pewnej małej dziewczynki. Spojrzenie, które udało mi się uchwycić było niezwykłe. Zaczarowało nie tylko mnie, ale i oglądających je na szkolnej wystawie.

A ja poczułam, jaką moc może mieć fotografia. Zatrzymać ten jeden moment, jedną sekundę, ulotną chwilę.

Naturalnym więc było, że w studium reklamy, gdzie trafiłam chcąc się uczyć fotograficznej sztuki, wiodącym tematem moich prac stał się człowiek.

Podczas studiów w Wyższej Szkole Pedagogicznej im. Tadeusza Kotarbińskiego w Zielonej Górze urzekły mnie z kolei światłocienie. Na pracę dyplomową wybrałam więc kobiecy akt. Artystyczną transformację ciała, w zależności od padającego światła.

Ucząc innych – przez lata organizowałam wystawy, by pokazać świat widziany moimi oczami. Ciągle szukałam jednak nowych możliwości, chcąc sprawdzić, gdzie moje widzenie obiektu fotografii, najbardziej się spełni.

Te poszukiwania zaprowadziły mnie aż na Alaskę. Tam – w niesamowitym kontakcie z naturą oglądałam takie efekty świetlne, jakie trudno sobie wyobrazić.

Nic więc dziwnego, że po powrocie nie mogłam znaleźć sobie miejsca.

W fotografii u nas ciągle królowały imprezy rodzinne, śluby i komunie. W tradycyjnym ujęciu. Nikt wtedy nie myślał jeszcze o sesjach noworodkowych, narzeczeńskich, ciążowych.

A życie miało swoje wymagania. By mu sprostać – zamieniłam swoją pasję na zawód, starając się łączyć wszystko to, czego do tej pory doświadczyłam i czego się nauczyłam.

Skupiłam się na sesjach ślubnych. Podczas nich mogłam być blisko ludzi, ich emocji, marzeń, wzruszeń, w tym jakże wyjątkowym momencie życia. Jedna z takich sesji okazała się i dla mnie niezwykła. Poznałam na niej swojego przyszłego męża i jednocześnie najlepszego przyjaciela.

Gdy 9 lat temu z kolei urodziłam Julkę – otworzył się przede mną nowy świat. To ona nauczyła mnie patrzeć na dziecięcą fotografię z wyjątkową uważnością.

Wkrótce też poczułam, że ciągłe bycie w drodze, wyjazdowe sesje oddalają mnie od moich bliskich.

I że gdzieś mi przepadły moje fascynacje.  Że sesje świąteczne, marketingowe, na które pojawiło się zapotrzebowanie i których robiłam coraz więcej,  to nie to. Gdzie moje kobiety, które tak lubiłam fotografować? Akty, światłocienie, niuanse, spojrzenia? Alaskańskie inspiracje?

Podczas jednego z wyjazdów poczułam mocniej niż zwykle, że czas na zmianę. Czas na otwarcie swojego studia. Że zamiast nosić statywy – powinnam skupić się bardziej na tym, co naprawdę zawsze mnie w fotografii pociągało.

W 2018 zdecydowałam o otwarciu własnego atelier.  Przestrzeni, w której mogę realizować profesjonalne sesje wizerunkowe, jak i sesje ciążowe, narzeczeńskie czy rodzinne.

To przestrzeń, do której chcę Ciebie zaprosić.

Jeśli potrzebujesz wzmocnić swój biznesowy wizerunek.

Jeśli chcesz uwiecznić moment oczekiwania na dziecko.

Jeśli chcesz sportretować rodzinę.

Jeśli chcesz wziąć udział w kobiecej sesji i pokazać swoje piękno.

Moje atelier czeka na ciebie. Gwarantuję Ci, że tak jak zaleca David duChemin, autor bestsellerowej książki „W kadrze: rozważania na temat wyobraźni fotografa”,   będę patrzeć oczyma, a fotografować sercem”.